poniedziałek, 19 listopada 2012

Ale za to niedziela...była świąteczna ;)

Weekend był, spacery też i wywiad dla radia również :) Wszystko bardzo miłe i mega energetyczne.

Aura sprzyja, mimo, że robi się coraz chłodniej. Kolejni uczestnicy spacerów dopisują i już za mną 7 spacerów. 3majcie kciuki za pogodę i za kolejnych spacerowiczów :) Wiem, jak to jest kiedy leje jak z cebra i nawet nosa nie chce się wyściubić. Że wyjściu na spacer to już nie wspomnę ;) 

Dzisiejsze "dreptanie" było zaplanowane w kierunku na Saską Kępę, ale poszłyśmy w zupełnie innym:) Jakim? Moja spacerowiczka zaproponowała: "Chodź pójdziemy poszukać oznak świąt w witrynach sklepowych. Może będą jakieś czady!!" No i tak zrobiłyśmy. Czadów jakiś nie było. Witryny były pt. "szału nie ma, d...y nie urywa" (cytując mojego kolegę), więc lekko rozczarowane porzuciłyśmy w końcu przyglądanie się im. Ale było zaskoczenie i to dla nas obu.
A. (to już 3 A. w tym tygodniu) znam już od ponad 4-ech lat. Mamy za sobą mnóstwo rozmów, szalone wyjazdy i ciekawe dyskusje. Ale dzisiaj okazało się, że jeszcze tyleeee o sobie nie wiemy. I to było coś nowego i świeżego w naszej relacji :) 

A. to kobieta z tzw. biglem i zacięciem artystycznym. Fajne pomysły to jej specjalność, a także nauka rysunku i od jakiegoś czasu wyplatanki z surowców wtórnych, z których to tworzy cudeńka. Jak sobie myślę o niej, to jest człowiekiem czynu i wszelkiej aktywności. Podróżniczka z plecakiem (w tym roku  odwiedziła Rumunię, w zeszłym Bułgarię), wielbicielka Tatr, teatru, dobrego towarzystwa i kąpieli w mazurskich jeziorach. Z nią nigdy się człowiek nie nudzi. 

Ewidentnie w naszym dzisiejszym spacerze dominowała i przewijała się Warszawa w różnych odsłonach. Spacer ostatecznie powiódł nas przez Marszałkowską, potem Nowy Świat, Browarną w dół i Tamką do góry, żeby skończyć na Ordynackiej. I był Uniwersytet Warszawki i Tyrmand w tle, Czuły Barbarzyńca, Złota Kaczka i muzeum Chopina. Dodatkowo A. odkryła przede mną nieznany mi dotąd sekret warszawski - pokazała miejsce, gdzie kiedyś w Wwie można było zlecać "pchnięcia nożem", zazwyczaj ze skutkiem śmiertelnym ;) Obecnie mieści się tam kancelaria, sklep chyba mięsny i jakieś biuro :) Mam nadzieję, że nie kontynuują działalności ;) 

W trakcie spaceru przewijały nam się różne realia życia codziennego. I kończyłam go z taką refleksją, że ludzie naprawdę mają potrzebę porozmawiania. Że chcą, aby ich ktoś wysłuchał. A przez to czasami okazuje się, że można komuś pomóc. 

A. - bardzo dziękuję Tobie za poświęcony czas, włóczęgę ulicami i różne cudowne opowieści :) 

Dla Was taki przedświąteczny prezent: fotki z ulic Wwy (oczywiście dekoracji) 






3 komentarze:

  1. W sklepie miesnym o moga jeszcze dzialac nozem....
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. ...wspomnienie o Tyrmandzie przypomnialo mi czasy gdy czytalem ksiazki...
    odnioslem jednak wrazenie ze spacer siodmy czy moze raczej jego opis zrobil sie rutynowy...zdecydowanie wole fotki niesklepowe...pomimo ze jestem Miejskim kocurem, moze wlasnie dlatego...pokazanie w jakim obuwiu przychodza spacerowicze byloby ciekawym pomyslem...podobno duzo mozna sie dowiedziec o czlowieku patrzac na jego buty...ciekawym byloby chyba spotknie wszystkich uczestnikow projektu na zakonczenie...
    R...

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny pomysł z tym spotkaniem R. i koniecznie zbiorowa fotka na zakończenie :)

    OdpowiedzUsuń