poniedziałek, 31 grudnia 2012

Ostatni spacer


Już od paru dni wiele osób się pyta, czy nie będzie mi smutno, że się to wszystko skończy. A ja w ogóle o tym nie myślę i nie traktuję tego w ten sposób. Na razie cieszę się, że się wszystko udało, co zaplanowałam i że projekt się zrealizował :) Ale o tym w osobnym podsumowanie spacerów :) 

Dzisiaj, na chwilę przed końcem 2012 roku, dla Was relacja z ostatniego spaceru. Spaceru z nieznajomą spacerowiczką, w znanej mi okolicy. 

Umawiamy się na rogu pl.Konstytucji, a dokładniej na rogu Pięknej i Marszałkowskiej. Moja ostatnia spacerowiczka, to osoba, której wcześniej nie znałam i zastanawiałam się z kim przyjdzie mi dziś spacerować. Jeszcze przed spacerem H. pisze do mnie, że będzie w długiej zielonej kurtce, także na pewno ją zauważę. To prawda- nie da się nie zauważyć energicznej osóbki w zamaszystej zielonej kapocie i z ogniem na głowie :) Okazuje się, że H. zaledwie od kilku tygodni jest w Warszawie. Wyruszyła do niej z Krakowa, a właściwie to z Gorców, przez Kraków, Hiszpanię, Kraków, aż do W-wy. Myślę, że jej droga powiedzie jeszcze przez niejedno miasto, nie tylko Polski, ale i Europy, a być może nawet i świata. Czego jej gorąco życzę.

Okazuje się, że H. jest osobą, która ma już sukcesy w branży mody & sztuki. Tworzy ona niebanalne rzeźby - ubrania dla świata mody, kostiumy. Jej dzieła sztuki, bo tak trzeba powiedzieć o tym, co tworzy, pojawiały się już w wielu magazynach takich jak np. TWÓJ STYL, WYSOKIE OBCASY, PLAYBOY, VIVA MODA, NEWSWEEK, EXKLUSIV. Ma za sobą też liczne nagrody ze świata mody oraz sztuki.

H. opowiada mi trochę o drodze, którą przeszła, żeby być w tym miejscu, w którym jest. O tym jak szukała inspiracji, do tego, żeby tworzyć rzeźby - ubrania. Śmieje się, że częściej można ją spotkać w sklepach typu budowlano - dekoracyjnego niż w sklepie z ubraniami ;) Bo jej rzeźby- ubrania powstają z różnych materiałów i niejednokrotnie za pomocą młotka, kombinerek, sznurka itp. Słucham z podziwem, kiedy mi o tym wszystkim opowiada. 

Pytam się jej, czy ma poczucie, że osiągnęła sukces. H. mówi, że na razie ma ogromną satysfakcję z tego, co jej się udało. Mówi, że przenosiny do W- wy dały jej nową energię do działania i że potrzebowała tego do nowych inspiracji. Mówimy dalej o sukcesie i obie stwierdzamy, że nie przychodzi on tak od razu. Na sukces się pracuje i czasami są to poświęcania oraz różnorodne wyzwania, które bywają trudne. Czasami nawet nie wiem, że to co robimy w danym momencie prowadzi nas do sukcesu. H. mówi, że na początku robiła wiele rzeczy charytatywnie i nie myślała o tym, że . Jedno wiemy na pewno- nie będzie sukcesu bez działania. Działanie zmienia naszą rzeczywistość. Razem z H. mamy podobne spojrzenie na ludzi, którzy tylko narzekają, a nie działają - mamy od razu na takich "alergię" ;)

Wędrujemy ul.Piękną w dół, skręcając do parku na tyłach Sejmu. Nawet nie wiem kiedy, zaczynamy rozmowę o tym, jak się ubierają ludzie. H. ma ciekawe spostrzeżenia w tym temacie. Mówi, że w Warszawie ludzie ubierają się pt. trzeba się pokazać, mam wyglądać jak ktoś kto osiągnął sukces. Natomiast w Krakowie, H. twierdzi, że panuje stylizacja na „artystę”, barda, najlepiej z szalem lub chustą wokół szyi. A najbardziej modowo wolny jest dla niej Śląsk. Mówi, że tam ludzi po prostu eksperymentują, kombinują ze stylami, nie oglądają się na innych. Dużo jest tam szaleństwa modowego Hm..ciekawie jest spojrzeć na swój kraj pod kątem mody. Zgadzamy się z H., że Polacy raczej nie przepadają za kolorami. Zauważamy jednak, że zaczyna to się zmieniać i kolory powoli, mozolnie wchodzą na polskie salony. Nadal jednak w ubiorach Polaków dużo szaroburości i ciemnych barw. Zachwycamy się modą hiszpańską oraz włoską, gdzie jest kolorowo. 

Schodzimy w dół na Rozbrat. Jest lekkim mróz i trochę szczypie nas w poliki, ale zauważamy też piękne światło.  Okazuje się, że obie lubimy fotografować, a światło ma w sobie jakąś magię.Potem kładką nad Książęcą kierujemy się na tyły Muzeum Narodowego i giełdy. Rozmowa o świetle powoduje, że zaczynamy mówić o uważności na każdy aspekt naszego życia. Stwierdzamy z H., że dość rzadko ludzie zauważają drobne elementy swojego życia, które ich cieszą. 

Dochodzimy do ronda de Gaulle'a i nasz spacer dobiega końca. H. bardzo mi dziękuję za taki pozytywny spacer i pokazanie Wwy, której jeszcze nie zna. Obiecujemy sobie, że jeszcze się zobaczymy. 

H. chcę Tobie bardzo podziękować za ten wspólny czas, inspiracje i opowieści. Życzę Tobie też dalszych sukcesów i realizacji siebie. Niech dobra energia Tobie sprzyja!!!


środa, 26 grudnia 2012

Święta!!!

Chcę życzyć Wam, żeby te Święta były czasem błogiego lenistwa, poranków w piżamach, kawy z ulubionym ciastem, leżenia pod choinką i zachwytem nad każdą chwilą...
Niech każdy moment tych Świąt przynosi Wam i waszym bliskim radość, szczęście i śmiech do łez!!!!
Ściskam świątecznie :)

środa, 19 grudnia 2012

Celebrowanie sukcesów czyli spacer wtorkowy

Wtorkowy poranek wita mrozem i słońcem. Z moim dzisiejszym spacerowiczem jestem umówiona o 11.00 w Parku Skaryszewskim. Park wystroił się w biel obłędna i ciszę. Zachwyca o tej porze aurą i spokojem. Niewiele osób spaceruje tutaj o tej porze. 

P. zjawia się punktualnie.Widzę przed sobą niezwykle pogodną osobę, która przyszła na spacer z konkretnym celem. P. trochę się na początku krępuje, ale już po chwili znika wszelka trema i zaczynamy bardzo ważną i ciekawą rozmowę. P. to już 6- ty mężczyzna w moim projekcie i kolejny nieznajomy. Okazało się, że mamy wspólną znajomą i dzięki niej P. dowiedział się o projekcie spacerów. 

To ruszamy w spacer po parku. Rozmawiamy o planach P. na przyszłość. Przyszłość jeszcze nie do końca skrystalizowaną, ale P. na razie przygląda się różnym rzeczom i myśli o tym, co chciałby robić. Rozmawiamy o tym, że ważne jest, aby robić coś w zgodzie ze sobą, że warto poświęcić trochę więcej czasu na odpowiedź sobie pt. co chcę robić i kim chcę być. Analizujemy różne drogi zawodowe i dochodzimy do wniosku, że możliwości są dwie: albo podążanie już wyznaczoną przez kogoś drogą (np. po studiach idę pracować w marketingu w dużej firmie reklamowej) albo tworzymy swoją, własną, nową. W drugim przypadku bywa to trudniejsze i zazwyczaj zajmuje więcej czasu, ale jest szansa na pełną realizację siebie i robienie tego, co się chce. P. jeszcze nie wie, którą drogą pójdzie, chociaż ja go słucham, to wydaje mi się, że bardziej ciągnie go w tą ścieżkę własną.

Mróz jest całkiem, całkiem, więc spacerujemy dość energicznie. P. zastanawia się od czego zacząć, jeżeli chce się iść swoją drogę. Mówię mu, że zaczyna się zawsze od małych kroków. Ale małe nie znaczy, że nic nieznaczące. Bo za każdym dużym krokiem kryją się tysiące małych. Na pewno trzeba działać i każde nawet najmniejsze działanie dokonane na naszej drodze, będzie nas prowadzić do celu, który sobie zakładamy.

I ważne jest, żeby każdy udany krok celebrować. Bo to jest nasz sukces :) P. mówi, że sukces to takie wielkie, poważne słowo. Zastanawiam się czemu tak jest, że dość często ludzie traktują to słowo jak świętego Graala i od razu musi to stanowić coś szalenie spektakularnego. Dla mnie sukcesem jest to, co sobie sama określę jako sukces. Bo tyle ile osób na świecie, to tyle definicji sukcesu. Na przykład dla osoby po udarze, sukcesem będzie wstać i poruszać się. Dla sportowca będzie to np. medal na olimpiadzie, a dla osoby, która w życiu nic jeszcze nie gotowała, po raz pierwszy upieczenie ciasta.

Rozmawiamy z P. o tym, jak celebrujemy nasze sukcesy. Okazuje się, że ludzie dość często nad swoim sukcesami przechodzą na porządku dziennym. Albo zupełnie ich nie zauważają, abo traktują jak coś tak oczywistego, że zdarza się to codziennie. Zreszta P. przyznaje się, że też rzadko kiedy celebruje swoje sukcesy. Tak się zastanawiam, dlaczego tak się dzieje i to mam wrażenie, że u większości z nas?

Spaceruje nam się bardzo miło i rozmowa jest bardzo emocjonująca, ale okazuje się, że P. musi  już wracać na zajęcia na uczelni. Żegnamy się, obiecując, iż jeszcze się spotkamy. Pytam się na koniec P., czy chce, żebym o czymś napisała na blogu. A on na to mi mówi: "Napisz proszę o tym celebrowaniu sukcesów".

To i napisałam powyżej :) Ale jeszcze w temacie sukcesu, chcę też zostawić Was z taką wskazówkę : Pamiętajcie, że sukces to jest to, co Wy uznacie, że nim jest. Nie ma jednej definicji sukcesu. Ale kiedy Wam się coś uda, bez względu na to, co to jest , to jest to sukces. Celebrujcie go! Zauważcie go! Nagradzajcie siebie za to! Żeby już teraz od tej pory żaden z Waszych sukcesów nie przeszedł bez echa.


P. ogromnie Tobie dziękuję za ten spacer :) Na długo on zostanie w mojej pamięci. Dziękuję, że dałeś mi swój czas i taką piękną rozmowę. 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Trochę PRu

Jak się okazało mój spacer wzbudził też zainteresowanie TV :)

Możecie obejrzeć, jak się spacerowało w pewien piątkowy poranek:
Reportaż

A jutro spotykają się spacerowicze, żeby się poznać :)

sobota, 15 grudnia 2012

Sztuka mówienia "NIE" czyli spacer poniedziałkowy...

Czy zdarzyło się Wam kiedyś zrobić coś wbrew sobie np.zgodziliście się na coś na co nie mieliście ochoty, a potem złościliście się i denerwowaliście się na siebie z tego tytułu? 
A może zdarzyło się Wam, że pozwoliliście na to, żeby ktoś za Was o czymś zadecydował, mimo że Wam się to nie podobało i nie było w Was zgody na to. 

Zapytacie pewnie skąd takie z "grubej rury" pytania na sam początek opisu spaceru ;) A no właśnie stąd, że z moją spacerowiczką poruszałyśmy się w obrębie tych tematów. Mówiłyśmy o życiu w zgodzie ze sobą i mówieniu "nie".  A. stwierdziła  że im dłużej uczy się mówić i mówi "nie" wtedy, kiedy tak uznaje i chce, to jest to z korzyścią dla niej i osób wokół niej. Nie ma wtedy poczucia takiego "zgniłego" kompromisu z samą sobą. Opowiadała mi trochę o drodze jaką przeszła, żeby nauczyć się mówić "nie" i jakie to bywa czasami trudne. Szczególnie wtedy, kiedy chodzi o relacje z bliskimi. Zupełnie się z nią zgadzam w tym temacie. 

A. to kobieta niezwykła. Znamy się od ponad 4 lat i za każdym spotkaniem z nią jestem zadziwiona tym, co robi w danym momencie. Nie potrafi usiedzieć w miejscu i jest ciągłą poszukiwaczką różnorodnych tematów, metod własnego rozwoju. Poza tym ma tak, że jak się angażuje w jakieś działania to na 150% ;) 

Mamy podobną energię, więc za każdym razem  nasze spotkania są bardzo dynamiczne. I nie inaczej było w trakcie spaceru :) Mimo mrozu i zimna energicznie spacerowałyśmy po Starówce, Barbakanie i Trakcie Królewskim. A. mówiła, że jej synek jest teraz na etapie zadawania "dziwnych"/"trudnych" pytań i ona stara mu się to jakoś wytłumaczyć. Śmiała się, że po ostatnim wykładzie w ramach odpowiedzi na pyt. pt.Dlaczego mamy dwie nogi?, J. już nie będzie chciał jej słuchać więcej ;) 

Zawsze słucham z podziwem jak A. opowiada o wychowywaniu swoich obu dzieciaków. Jest fanką wychowania w duchu Porozumienia bez przemocy, co czasami bywa, jak sama mówi, dużym wyzwaniem ;) Ale myślę, że A. jest przykładem szukającego rodzica (takiego, który chce znaleźć najlepsze drogi do wychowania, z korzyścią dla dzieci) i nie idącego na łatwiznę. To jest moim zdaniem godne podziwu i przyklaskiwania. Bo myślę, że niewielu takich rodziców spotykam w swoim otoczeniu. 

W trakcie spaceru rozmawiałyśmy również o naszych projektach i tego, że nie starcza nam czasami doby na ogarnięcie tego wszystkiego ;) A. opowiadała mi, że zaczęła już nagrywać swoje przemyślenia na dyktafon, bo nie jest w stanie pisać codziennie bloga, do którego jest zobligowana przez certyfikację, którą teraz robi. A. też powiedziała mi w trakcie spaceru , że dziękuję mi za to, że rozbudziłam w niej miłość do opery i że dzięki mnie odkryła nowy, fascynujący świat. 

Ach...mogłybyśmy dalej spacerować i rozmawiać, ale A. już musiała wracać do swoich dzieciaków. 

A. -bardzo Tobie dziękuję za ten energetyczny i osobiście inspirujący spacer. A kompromisy z samą sobą zamieniamy na bycie za sobą :)  











czwartek, 13 grudnia 2012

Podsumowanie?

Osoby już mnie pytają o podsumowanie spacerów...Oczywiście, że będzie, chociaż mam świadomość, że tego nie da się objąć w całości słowami. Na razie jeszcze kolejne relacje do opisania.
Ale ja też chcę pobyć jeszcze trochę w tej atmosferze projektu :)

Dzisiaj moja przyjaciółka mnie się zapytała: To z kim dzisiaj idziesz??? ;))) A ja jej na to: Skończyłam wczoraj :))))

Niedziela w Łazienkach...again :) i o oswajaniu miasta


Maryla Rodowicz śpiewała w piosence "Remedium" : " Nie trzeba długo się namyślać, wystarczy tylko wybiec z domu..."
I w pełni się z tym zgadzam :) Przy czym dla mnie "wybiec z domu" oznacza zacząć działać w dowolnym temacie i obszarze. Mój niedzielny spacerowicz zdecydowanie się z tym zgodził. On "wybiegł" ze swojego gdańskiego domu i trafił do Warszawy. Jest tutaj już od ponad 3 miesięcy i podoba mu się stolica. Mówił mi o tym, że przed przyjazdem słyszał tysiące różnych opinii od "to nijakie miasto, pędzące, z obcesowymi ludźmi" po " to miasto wielu możliwości, wielu wydarzeń i ciekawych ludzi". Sam zdecydowanie określa je pozytywnie.

M. to kolejny nieznajomy w moim projekcie. Ale nieznajomy szybko stał się znajomym. Śmiałam się, kiedy opowiadał mi, dlaczego postawił wziąć udział w spacerze. " Jak napisałaś statystyki i że tylko zgłosiło się 3 panów, to od razu postanowiłem się zapisać".  :)

Umówiliśmy się na spacer po Łazienkach. Jeszcze chwila, a zrobię przewodnika po tym parku jak nic ;) 
Aura była zimowa, lekki mróz i cisza wokół. Niedzielne,zimowe popołudnie na spacer po Łazienkach to jest to! M. chciał poznać ten park, bo jest na etapie poznawania W-wy. Rozmawiając o poznawaniu miasta, doszliśmy do tego, że jeżeli w jakimś mieście znajdziesz "swoje" miejsca, to oswajasz to miasto i staje się ono twoje. 

M. mówił, że jest zadowolony z przeniesienia się tutaj. Nie żałuje decyzji, którą podjął. Teraz poznaje nowe osoby, nowe miejsca i bardzo mu się to podoba. 
Spacerując alejkami dużo rozmawialiśmy o ludziach w ogóle, o tym jak inspirują innych  i co robią, żeby realizować siebie. Stwierdziliśmy  że wiele w Polsce jest akcji, gdzie ludzie skupiają się, żeby coś robić dla innych i to zazwyczaj z potrzeby serca, a niewiele się o tym mówi. W tym kontekście i bardziej humorystycznym podejściu  M. opowiedział mi o pewnej imprezce. Otóż w trakcie niej, ludzie masowo wypijali piwo z butelek, bo te były potrzebne jednej dziewczynie do przeprowadzenie artystycznych warsztatów. A że jeden z browarów hojnie obdarzył tą dziewczynę butelkami -PEŁNYMI!- to i imprezka był zacna ;)  A jakie poświęcenie ;))) 

M. okazał się być fanem idei couchsurfingu i opowiadał mi o tym, jak dzięki temu zwiedza różne miejsca. Także automatycznie temat podróży się przewinął. Okazało się, że obydwoje lubimy poznawać kraje poprzez ludzi, którzy w danym miejscu mieszkają, lokalne kuchnie i zwyczaje.  Rozmawialiśmy o różnych naszych wyprawach. Fascynująca był historia M. o tym, jak jechał na couchsurfing do Kopenhagi :)

Spacerowało i rozmawiało nam się bardzo miło, więc stwierdziliśmy, że na pewno się jeszcze kiedyś spotkamy :) 

M. -bardzo dziękuję Tobie za ten podróżniczo-ludzki spacer. I za inspiracje związane ze sztuką- na pewno się wybiorę na tą niewidzialną wystawę. 

A Was zostawiam z refleksją - czemu tak mało mówi się o fajnych,pozytywnych akcjach społecznych i tego, że są ludzie którzy chcą pozytywnie zmieniać rzeczywistość?

środa, 12 grudnia 2012

Nabzdyczone jemiołuszki czyli sobota na Żoliborzu...

Sobota rano, plac Wilsona. Mróz szczypie w policzki (jest coś koło -10C), ale świat wygląda bajkowo. Jest chwila po 13.00. Ruszam w kierunku parku Żeromskiego.Ale to tylko punkt wypadowy do spaceru po starym Żoliborzu. Mijamy park i udajemy się w kierunku cytadeli, żeby potem włóczyć się uliczkami między domkami. Moja spacerowiczka J. jest tutaj przewodnikiem, gdyż zna ten teren od dziecka. A zaledwie dwa tygodnie temu wróciła tutaj ponownie. 

Z J. znamy się od ponad dwóch lat, a poznałyśmy się kiedyś na prowadzonych przeze mnie warsztatach dla kobiet. Jednak mimo tego, że się znamy, to spacer powoduje odkrywanie zupełnie nowych rzeczy :) W ogóle jest dla mnie zadziwiające, że na tych spacerach odkrywam ludzi, których znam na nowo, miejsca, które znam jakbym je widziała pierwszy raz.

Moja spacerowiczka to Polka z ogromnym i w dodatku abstrakcyjnym poczuciem humoru, a to cytując Magdę Umer: "to niecodzienne w Polsce zjawisko". J. to kobieta, która jak sobie coś postanowi, to do tego konsekwentnie dąży. Konsekwencji i determinacji w działaniu mogliby się ludzie od niej uczyć. 

Do tego jest pozytywnie zakręcona na punkcie giełdy. Gdyby prowadziła zajęcia z tego tematu, to pierwsza bym się do niej zapisała. Jej pasją jest również obserwacja ptaków. W pewnym momencie na spacerze zatrzymałyśmy się, a J. wyciągnęła lornetkę i zaczęłyśmy oglądać jemiołuszki. Odkryłam dzięki J., że wyglądają one jak angry birds, a do tego mają wyczesane irokezy :)))) J. ze spokojem przejęła ode mnie lornetkę, popatrzała na nie ponownie i powiedziała: Hmm...jakieś są dzisiaj nabzdyczone  ;))) Śmieję się z tego tekstu do tej pory:) 

Mogłabym Wam opisywać dalej, jak wyglądał nasz spacer i o czym rozmawiałyśmy. Ale zamiast tego oddam głos J. , która po naszym spotkaniu przesłała mi w mailu, to co poniżej , w odpowiedzi na pytanie co chciałaby, żebym opisała odnośnie naszego spaceru.

"Poruszyło mnie to co się znalazło na blogu "że za mało siebie słuchamy..." dodałabym do tego że nie jestem pewna czy czasami chcemy w ogóle słuchać.
Z moich doświadczeń to coraz trudniej znaleźć przyjaciół " na dobre i na złe" Częściej chcemy tylko dobrze się bawić i słuchać o tym co dobre, a nie o tym "że głowa mnie boli " " że zmęczona i zarobiona jestem i się nie wyrabiam" " że stolarz musi przyjść a to kolejny wydatek" ;)
Mniej chętnie dzielimy się  też swoimi refleksjami i spostrzeżeniami na temat świata w obawie przed tzw. wygłupieniem się."

J. - bardzo Tobie dziękuję za ten mega zabawny, niezwykle bogaty i urokliwy spacer. Dziękuję za inspiracje liczne, jemiołuszki;), radość z rozmowy i spacerowania z Tobą. Myślę, że rozpocznę nowy trend  pt. kolekcjonowanie opisów mody pracowej. Logistyków mamy już rozpracowanych ;))) hihih

I dla Was jedna nabzdyczona jemiołuszka aut.J ;))) 




poniedziałek, 10 grudnia 2012

Mężczyzna w parku czyli piątkowy spacer


Jest godzina 8.00 rano. Ogród Saski przykrywa się śniegiem minuta po minucie. Sceneria iście bajkowa. Idąc na spotkanie z moim dzisiejszym spacerowiczem, zastanawiam się czy już czas wyciągnąć z półki "Love actually" do oglądania, czy jeszcze  nie ? :) 

Dzisiaj moim spacerowiczem jest mój kolega jeszcze z czasów studiów. Znamy się chyba od 1998 roku, jak sobie policzyłam ;) Poznaliśmy się w pewnej organizacji studenckiej i od tamtego czasu ta znajomość trwa. Kilka razy miałam przyjemność prowadzić z nim szkolenia i współpracować przy wspólnych projektach. 

M. to postać mega barwna, z niespożytą energią i tysiącem pomysłów. Wszędzie go zawsze pełno i swoją energią potrafi zarażać innych. Podziwiam go za rzeczy, które wymyśla oraz za podejście do biznesu, sprzedaży. Wiele razy miałam okazję zobaczyć go "w akcji"  i wiem, że jak już się za coś zabiera, to robi to z pasją.

Dzisiaj mam jednak wrażenie, że na spacerze spotykam innego człowieka. Chyba jeszcze nigdy nie mieliśmy okazji porozmawiać tak osobiście, prywatnie. Jest to dla mnie dużym pozytywnym zaskoczeniem zarówno to o czym rozmawiamy oraz to, jakie M. ma podejście do wielu tematów. A wszystko zaczyna się od definicji przyjaciela, która pojawia się nagle w trakcie naszego spaceru. Mówię mu, że z moich obserwacji spacerowych wynika, że ludzie mają ogromną potrzebę rozmawiania. M. potwierdza, że tak faktycznie jest, i dodaje, że to powoli robi się to towarem deficytowym. Zauważamy też pewnego rodzaju spłycenie relacji i to, że dewaluują się wartości, które znaliśmy. Ludzie, szczególnie w miejscu pracy, stają się bardziej oschli wobec siebie, mniej sobie ufają i otwarcie siebie atakują. Zastanawiamy się, dlaczego tak się dzieje.


Zauważamy, że rodzice obecnie boją się puszczać dzieci na dwór, bo może coś im się stać. A my z M. pamiętamy czasy, kiedy non stop byliśmy na podwórku i to w dodatku z kluczem na szyi. Czy ktoś wtedy myślał, że nam się może coś stać? Nie sądzę. Ten kto nie bywał na podwórku nie istniał towarzysko ;) Ach te spotkania pod trzepakiem ;) Wspominamy z nostalgią w głosie. 

Idziemy sobie tym zimowym Ogrodem Saskim i zachwycamy się aurą. Postanawiamy ruszyć w kierunku metra Centrum. M. zaczyna opowiadać jako to wczoraj kupował kilkumiesięcznej córce sukienkę na bal. Niezła historia ;) Za chwilę też mówi, że jego córka jest właśnie na etapie słuchania piosenek Piccolo coro dell'Antoniano :) I wywołuje tym takie wspomnienia, że hej. Oj pamiętam dobrze ten szał na piosenki tego chóru. M. spowodował, że zaraz po spacerze odszukałam je na Youtubie i puściła sobie parę ;) 

Jesteśmy już w okolicach Empiku na Marszałkowskiej, kiedy rozmawiamy o obsłudze w sklepach. M. mówi, że w Polsce nie ma sprzedawców w sklepach- są po prostu ekspedienci i ekspedientki. W pełni się z nim zgadzam :) 

I tak sobie wędrujemy dalej Marszałkowską, aż kończymy nasz spacer na porannej kawie i każde z nas biegnie do swoich obowiązków. 

M.- bardzo dziękuję Tobie za ten osobisty spacer i te wszystkie fajne, ciekawe refleksje oraz mini wykład o ginącej kulturze.  Chcę powiedzieć, że szalenie lubię Twoje opowieści i dobrze mi się z Tobą rozmawia.




Zabawa dla Was :)

Wpis będzie, będzie. A tymczasem zostawiam Was z taką małą zabawą :) Jeżeli macie ochotę, to wpisujcie pod spodem w komentarzach swoje odpowiedzi.


  1. Czytam tego bloga, bo ...
  2. Lubię, gdy ...
  3. Patrzę w przyszłość i ...
  4. Zachwyca mnie człowiek, który ...
  5. W czasie wakacji ...
  6. Złoszczę się, gdy ...
  7. W książkach szukam ...
  8. Fascynuje mnie ...
  9. Moje dzieciństwo miało smak ...
  10. Gdy wygram w Lotto ... 

Dobrej nocy!!!!

niedziela, 9 grudnia 2012

Czwartkowa niespodzianka

Jest czwartek godz 8.30 rano. Szykuję się właśnie na następny spacer, który ma się rozpocząć o 9.30. W tramwaju rzucam okiem na FB i co widzę? Wiadomość od mojej spacerowiczki : "Przepraszam. Musimy odwołać spacer. Dziecko zrobiło prezent mikołajkowy i się rozchorowało".

No trudno, siła wyższa. Niestety dzień miałam już tak zaplanowany, że nie było możliwości iść później na spacer. Chyba, że dopiero po 21.30. Ale akurat na tą godzinę, kiedy ogłosiłam propozycję, to nikt nie miał ochoty ;) 

Spacer poniekąd się jednak odbył. Składając wszystkie spacery tego dnia, to chyba spacerowałam prawie 2 godziny. Tyle, że spacerowałam sama ze sobą :), przemieszczając się z jednego miejsca W-wy w inne.  A taki spacer to też przyjemny spacer, jako że sama się ze sobą nie nudzę :) Czasami jest nawet tak, że potrzebuję czasu tylko dla siebie, żeby sobie poukładać rzeczy w głowie. 

Dzień był pełen spotkań wszelkich i załatwiania spraw różnych. Ale gdzieś koło godziny 11.00 trafiłam do sklepu, który zachwycił mnie niestandardowymi bluzkami i swetrami. Opowiem Wam o tym, jaką spotkałam tam kobietę. 
W sklepie nie było nikogo, kiedy tam weszłam. Weszłam, bo zaintrygował mnie rodzajem towaru, który prezentował i dość oryginalną biżuterią. Pani właścicielka od razu podeszła do mnie i zachęciła do poszukania tego, co mi "będzie w duszy grać i co mi się będzie podobać".Spodobało mi się to i od razu zachęciła do buszowania po sklepie. Ale też do rozmowy z nią :) 

Opowiadała w jaki sposób tworzy te rzeczy i biżuterię, jakie kolory lubi i jakich materiałów używa do tworzenia. Mówiła, że prowadzi od ponad 10 lat 2 sklepy na Grochowie, a teraz otworzyła ten 3-ci tutaj. Ubawiłam się setnie historią, jak to odwiedziła ją w sklepie jakaś artystka, która też robi biżuterię. I powiedziała do pani w te słowa:
  • (pani z ASP) O widzę, że pani też robi naszyjniki ze sznurka...
  • (włąscicielka) Tak robię, bo lubię
  • (ASP)Ale wie pani, bo ja to robię je z takich specjalnych materiałów i z takimi specjalnymi dodatkami
  • (W) A ja z tego, co mam pod ręką
  • (ASP) Aha....a pani ma skończone ASP? Bo ja tak. 
  • (W) Ja to proszę pani jestem po zieleniaku.
  • (ASP) Po czym?
  • (W) Zieleniaku, technikum ogrodniczym :) 
Myślę, że jestem w stanie wyobrazić sobie minę ASP ;) Bezcenne! 

Rozmawiałyśmy sobie z panią o tym, że nie wszystkie kobiety decydują się na to, żeby wyróżniać się od tłumu, kupując oryginalne rzeczy. Te, które mają odwagę to się na to zdecydują. Miałyśmy podobne spostrzeżenia, co do tego, że dość często kobiety siebie nie dowartościowują. W kontekście też wartości rozmawiałam z panią, jak ona wycenia swoje usługi. I tu pani powiedziała coś takiego: "No wie pani. Moja przyjaciółka mówi, że głupia jestem, bo za tanio to sprzedaje". 
Hmm...taa...ten problem dotyka wiele kobiecych biznesów. Ale to temat na osobny wpis, jak nie na kilka ;) 

Bardzo miło mi się z panią rozmawiało w tym sklepie. Na pewno jeszcze do niej zajrzę. Po pierwsze dlatego, że ma oryginalne  i ciekawe rzeczy, które sam robi, ale także dlatego, że ma taką fantastyczną obsługę klienta :) A to jest rzadkość w naszym kraju ;) Myślę, że ta pani mogłaby uczyć z powodzeniem ekspedientki w naszych sklepach ;) 













piątek, 7 grudnia 2012

Środa w parku czyli coś o własnej firmie

Jest środa 9.00. Centrum W-wy już zasuwa dzielnie do biurowców i urzędów, a ja tymczasem wybieram się na Żoliborz na kolejny spacer. Park Żeromskiego przy pl. Wilsona wydaje się jeszcze drzemać i zaprasza na złapanie oddechu przed długim dniem. A pogoda dopisuje. Światło w parku tak obłędne, że aż chce się wyciągnąć aparat i tylko robić fotki. 
E. dzwoni i pyta, gdzie jestem, bo jak się okazało każda z nas wybrała inny kraniec parku na spotkanie ;) 

E. poznałam w mojej pierwszej pracy, ale nasze drogi zawodowe przebiegały tylko od czasu do czasu tym samym korytarzem firmy. Więc tak naprawdę niewiele o niej wiedziałam. Przez przypadek spotkałyśmy się jakiś rok temu na zajęciach dla kobiet i okazało się wtedy, że E. opuściła korporację i też jest trenerką. 

E. jest kobietą żywiołową i z pomysłami. Ma taki uśmiech, że od razu człowiekowi się ciepło robi na sercu. Ale sposób w jaki rozmawia też jest taki, że człowiek nie pozostaje obojętnym na to, co mówi. 
Prowadzi własną firmę i jest mamą dwójki dzieciaków. Mówi, że to bywa dużym wyzwaniem, kiedy jednocześnie jest się odpowiedzialną za firmę i małych człowieczków. Ale też mówi o tym, że im dłużej prowadzi firmę, tym odważniej walczy o swój czas i życie według jej reguł. 
Kiedy tak szłyśmy parkiem, to śmiała się, że kiedy latem była tutaj w parku, to podejście pod górkę z dzieciakami zajęło jej chyba z godzinę, a dzisiaj nam zaledwie 5 minut ;) 

Spacerujemy niespiesznie i kontemplujemy tę chwilę, bo zaraz będziemy wracać do pędzącego świata i spraw związanych z klientami. Dzielimy się z E. własnymi doświadczeniami odnośnie prowadzenia firmy. Mamy podobne spostrzeżenie co do tego, jak jest z szacunkiem klienta, kiedy to ty stoisz po stronie osoby, która ma coś do zaoferowania. Przykładów pozytywnego traktowania jest dość mało. Śmiejemy się, że oferty najfajniejsze i ciekawe spływają od klientów, od których się tego nie spodziewany. Dochodzimy też do wniosku, że z klientem zawsze się można dogadać jeżeli chodzi o termin na przedstawienie oferty :)  Zastanawiamy się tylko czemu tak jest, że ludzie sami sobie dają terminy "na wczoraj", kiedy spokojnie można porozmawiać i ustalić termin korzystny dla obu stron. Tak, tak komunikacja to podstawa :))) 

Małe uliczki Żoliborza dookoła parku powodują, że włóczymy się noga za nogą i cieszymy się chwilą. 
E. z ulgą stwierdza, że rozmawiamy również o tym, co jest wyzwaniem w prowadzeniu firmy i że nie zawsze jest kolorowo. Mówi, że jest łatwiej ze świadomością, że nie tylko ty się z czymś zmagasz, ale że inni też. Poza tym można wtedy wzajemnie dać sobie wsparcie i już jest inaczej :) 

Na koniec zadaje mi parę ważnych pytań odnośnie mojej firmy i jest to dla mnie bardzo ciekawe. O tyle ciekawe, że cały czas teraz o tym myślę :) 

Nie chce nam się kończyć tego spaceru, ale rzeczywistość wzywa. Pytam się E. czy chce, żebym coś napisała od niej na blog. Na to ona mówi: "Napisz, że to był taki dobry spacer...."

Dziękuję Tobie E. za to zatrzymanie w biegu, rozmowę poranną, ważne pytania i radosny, głęboki śmiech :) 




Dużoooo wszystkiego

Czasu mało, zajęć dużo - taka to refleksja ;)

Jutro na pewno będzie kolejny opis spaceru. Obiecuję!!!!

A wiecie, że do końca zostało jeszcze tylko 6 spacerów? Niektóre osoby się pytają, czy odczuwam jakiś smutek z tego powodu. Na razie jeszcze nie. Ale może im będzie bliżej końca, tym się będzie robić bardziej nostalgicznie ;)

Na razie 3majcie kciuki, bo mam jutro test z włoskiego :)

czwartek, 6 grudnia 2012

Wdzięczność wtorkowa

"Kiedy oglądasz w pamięci  miniony czas, a z oczu nie płyną Ci łzy radości, ani smutku, to uznaj ten czas za stracony" 
Ja spojrzałam  na wczorajszym spacerze parę lat wstecz i z oczami szklącymi się radością myślałam o mojej współspacerowiczce.

Z M. znamy się już ponad 7 lat. Poznałyśmy się w szalonych początkach pewnego forum internetowego.   (Co to był za czas! Ludzie po nocach nie spali, żeby śledzić kolejne wpisy na forum i na nie odpowiadać.) Chyba żadna z nas nie przypuszczała wtedy, że z tamtego spotkania forumowego w Zielniku wyniknie taka fajna relacja. 

M. jest postacią nietuzinkową, niczym M. z Jamesa Bonda. To szalona fanka kultury w każdym jej przejawie, a ostatnio historii sztuki. Myślę, że nie ma koncertu, sztuki, wystawy w Wwie bez jej udziału :) Zawsze wie, gdzie i co warto zjeść na mieście, co warto zwiedzić, co przeczytać, co obejrzeć.

Cenią ją szalenie za celność uwag, pozytywne zakręcenie i wielkie serce dla każdego. No i oczywiście za uwielbienie do KJ :) Ma cenny dar obserwacji i uważność na świat oraz ludzi, co skutkuje tym, że pisze świetne relacje z odbywanych przez siebie podróży. Dodatkowo fantastycznie opowiada różne anegdotki i ma boskie poczucie humoru. Jej wczorajsza opowieść pt."O dominację nad GPSem w samochodzie" ubawiła mnie po pachy :) 

Ruszyłyśmy z Grzybowskiej, przez Próżną, potem koło Zachęty, Bristolu, Krakowskim aż do Zamku Królewskiego. Jeszcze dobrze nie zaczęłyśmy spaceru, a M. mówi: "Musimy iść na Próżną zobaczyć rzeźbę".
I poszłyśmy tam, gdzie w bramie stoi eksponat wystawy Maurizio Cattelana (czytaj). Ja nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest tam. Na szczęście od czego jest M. ;)

Przez cały nasz spacer rozmawiałyśmy i  zaśmiewałyśmy się co i rusz. Przy okazji uściski i podziękowania dla M. z Trójmiasta za inspiracje modowe :) W naszej rozmowie mieszały się przeróżne tematy. Były historie, porady stylistyczne, inspiracje włoskie, sztuka, KJ, komunikacja, praca itp. A wszystko to przy pięknej oprawie świątecznej Wwy i zimowej już aurze.

Na koniec spaceru dostałam prezent mikołajkowy:najnowszą płytę Grażyny Auguścik wraz z autografem. Słucham jej od wczoraj namiętnie :)  

Ten wczorajszy spacer był magiczny pod wieloma względami. Kiedy tak szłam z M. myślałam sobie o tych ponad 7 latach : różnych spotkań, rozmów, chwil wzruszeń, radości, inspiracji i pomyślałam sobie, że jestem ogromnie wdzięczna losowi za ludzi, których stawia na mojej drodze. 

M. - bardzo Tobie dziękuję za pozytywne wzruszenie, magię chwili, słuchanie, radość i dobrą energię w trakcie tego wtorkowego spaceru. Od wczoraj noszę w sobie za to wdzięczność, która aż mnie zatyka. I dlatego specjalnie dla Ciebie - M :) 

I nieostra, wieczorna Wwa ;)







środa, 5 grudnia 2012

Poniedziałek na Mariensztacie czyli dwie zakręcone

Jest 10.00 i melduję się  pod  BUW-em ( Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego), gdzie jestem umówiona z moją spacerowiczką.

10.05 przychodzi SMS: "Nadciągam, ale źle obliczyłam czas. Będę 10.15". Ok. Ja w tym czasie wędruję po poranną kawę. I za 10 minut nagle pojawia się przede mną niezwykle energiczna osóbka z ciepłym uśmiechem na twarzy. K. poznałam kiedyś w przelocie na jakimś spotkaniu trenerów, ale poza przedstawieniem się, nie miałyśmy szansy porozmawiać. 

Jak się spotykają dwie kreatywne trenerki, to taki spacer zwykłym nie będzie ;) I nie był. Aura sprawiła nam mega niespodziankę w postaci śniegu i wyczarowała krajobrazy wprost bajkowe. Zobaczcie sami poniżej, jak pięknie było. Zachwycałyśmy się co krok i robiłyśmy zdjęcia, rozmawiając cały czas jednocześnie. Zaczęłyśmy od BUWu, potem fragmentem Karowej aż do Mariensztatu. Tam pokręciłyśmy się trochę i podjechałyśmy w górę schodami ruchomymi pod zamek. Chwilę pozwiedzałyśmy okolice Pałacu Branickich, gdzie odkryłyśmy ciekawe ślady PRLu. Stamtąd kawałek Podwalem, przy Kilińskim skręciłyśmy na Rynek Starego miasta. A potem ruszyłyśmy uliczką pod kolumnę Zygmunta i Krakowskim Przedmieściem do Skweru Hoovera. 

K. wczoraj właśnie rozpoczęła oficjalnie nowy rozdział w życiu zawodowym. Tak, jak ja parę lat temu zaczyna "na swoim". Niesie ją poczucie sensu tego, co będzie robić oraz tego, że sama będzie decydować o tym co będzie chciała robić. Wymieniałyśmy nasze doświadczenia pt. jak odejść z pracy, której się nie lubi. Okazało się, że najczęściej wtedy szefowe się obrażają ;)

Miałyśmy też takie obserwacje w trakcie spaceru, że już w dzieciństwie ujawniają się pewne cechy, elementy, fragmenty tego, czym będziemy zajmować się w przyszłości. K. uwielbiała od dziecka rysować, a dzisiaj szkoli, właściwie to rysuje, i pokazuje,jak przekładać wiedzę na rysunki. To co robi nazywa się myśleniem wizualnym. Jej rysunki są naprawdę fantastyczne!!! Już za chwilę będzie mieć wystawę swoich prac.

Fantastyczny to był spacer pod wieloma względami. K. zdecydowanie potrafi docenić chwilę. Ma także ogromną  uważność na człowieka i otoaczający świat. Spacer z nią był prawdziwą przyjemnością :)

K. - bardzo dziękuję Tobie za ten poranek z dobrą energią i dziecięcą radością. Kibicuję Tobie na tej nowej drodze i życzę samych sukcesów!!! 

A dla Was parę fotek i słowo na środę : Pracujcie z pasją i bądźcie w zgodzie ze sobą!!!!









wtorek, 4 grudnia 2012

Statystyki,statystyki

Ponieważ siedzę właśnie nad prezentacją i wrzucam różne statystyki, to pomyślałam, że rzucę i trochę odnośnie mojego projektu :)

I tak małe zestawienie tego, co się już zadziało:


  • Zostało do końca projektu  9 spacerów
  • Spotkałam się już z 22 osobami
  • Umieściłam ponad 30 wpisów na blogu
  • Dostałam 3 prezenty od moich współspacerowiczów
  • W trakcie spacerów tylko 2 razy padał deszcz, a raz śnieg
  • 1 spacer odbył się poza Warszawą 
To tyle na ten moment...wracam do prezentacji. Dobrej nocy :) 



poniedziałek, 3 grudnia 2012

Niedziela na Żoliborzu


Trzeci tydzień spaceru zakończył się wędrówką po Żoliborzu. Było urokliwie, cicho i ciekawie, kiedy spacerowałyśmy między kamieniczkami i domami tej dzielnicy Wwy. Spacerowałyśmy od pl.Wilsona, w kierunku pl.Inwalidów, żeby skręcić w Wojska Polskiego, potem w Śmiałą i  między uliczkami z powrotem w kierunku pl.Wilsona.

Niedzielna spacerowiczka o imieniu D. (kolejna kobieta o imieniu D. w tym projekcie) okazała się być kobietą energiczną i stworzoną do działania. Nie znałam jej wcześniej. Z tego, co udało mi się od niej usłyszeć, działa na 4 frontach i ciągle gdzieś ją gna. Mówi o sobie, że świetnie wykorzystuje obie półkule, żeby nie nudzić się w pracy :) 

Okazało się, że teraz jest w szczególnym dla niej momencie i serce ma lekko rozdarte, bo ostatnie z dzieci opuszcza jej gniazdo. D.  mówiła, że teraz będzie sobie na nowo układać życie i jako komentarz do tego rzuciła : "A może teraz się zakocham?" :) 

Jak się okazało, na spacer poszły dwie osoby, które pracują z ludźmi. Miałyśmy więc szanse powymieniać poglądy np. na temat szkolenia menedżerów z oceny pracowników albo z rekrutacji. Rozmawiałyśmy też o tym, że wiele osób narzeka, a nie działa. D. podała przykład osoby, której załatwiła pracę. Osoba ta dość długo nie pracowała i szukała pracy. Ta praca tej osobie nie odpowiada, ale nie zrobi nic, żeby to zmienić. Natomiast codziennie narzeka tak, że nie da się tego słuchać. Obie stwierdziłyśmy, że istnieje obecnie takie zjawisko pt. chcę "cudów" i to zaraz, ale bez wysiłku. Jest to dość często teraz spotykane ;) 

Zostawiłyśmy jednak ten temat, bo my działamy i to raczej dość intensywnie pomagając różnym osobom. Okryłyśmy z D., że obie mamy podejście do pracy i świadczonych przez nas usług pt."Zero bylejakości i odwalanki". I tej wersji będziemy się trzymać zawsze. 

Dziękuję Tobie D. za ten spacer - za wszystkie ciekawe obserwacje, wymianę myśli, podzielenie się swoimi pasjami :) 

Sobota w słońcu..

Muniek śpiewał w piosence "Warszawa": "Krakowskie Przedmieście zalane jest słońcem"...I wczoraj popołudniu tak naprawdę było. Zalany słońcem był ogród Saski, skąd zaczął się nasz spacer, Krakowskie, Barbakan, ścieżka nad Wisłą i rynek Nowego Miasta.

Słońce miała też w sobie moja wczorajsza spacerowiczka. U. nie znałam wcześniej, ale jak tylko się spotkałyśmy, to od razu złapałyśmy nić porozumienia. U. to kobieta ciekawa świata i ludzi. Ciągnie ją do nich i szuka za każdym razem ludzkich przejawów w swojej pracy. A nie jest łatwo, gdy pracuje się  w  urzędzie. Marzy jednak o tym, żeby pracować z ludźmi, nie tylko pod kątem procedur, ale żeby ich uczyć i im pomagać.

Słońce mocno świeciło, ale powietrze było już rześkie i ostre, niczym w górach. Nam to jednak nie przeszkadzało i raźno ruszyłyśmy na spacer. U. chciała koniecznie się dowiedzieć, jak to się stało, że robię to, co robię. Sama myśli o tym, żeby zmienić swoją drogę zawodową i bardzo by chciała szkolić ludzi. Mam nadzieję, że udało mi się przekazać jej kilka wskazówek, jak dobrze się do tego przygotować. W temacie szkoleń obie miałyśmy to samo zdanie, że fundusze unijne popsuły zdecydowanie jakość usług szkoleniowych. A przecież szkolenia to praca na żywym organizmie, który ma uczucia i emocje i nie można tego traktować ot tak sobie.

U. mówiła mi też, że ma za sobą pierwsze kroki w roli osoby, która zarządza ludźmi. Opowiedziała mi o tym, jak niedawno udzielała po raz pierwszy informacji zwrotnej i co z tego wynikło. Okazało się jednak, że niekoniecznie wyszło tak, jak tegochciała. Dlatego z  uwagą słuchała tego, co mogłaby poprawić w swojej komunikacji do podwładnych. 

Na koniec spaceru okazało się też, że obie lubimy podróżować i zaglądać do światów innych ludzi. Uznałyśmy, że najlepsza droga do tego wiedzie przez.........jedzenie danego kraju :) U. opowiadała o Hiszpanii, ja z kolei o Włochach. Śmiałyśmy się z różnych perypetii, które przechodziłyśmy w tych krajach, Ale każda z nas doświadczyła tam niezwykłej życzliwości i przyjaznego podejścia od obcych zupełnie ludzi. 

U. na koniec bardzo podziękowała mi za inspirujący i energetyczny spacer. A ja bardzo dziękuję jej za otwartość, ciekawe pytania, wspólny śmiech i za.....przepyszne praliny, które dostałam na powitanie :) 



sobota, 1 grudnia 2012

Matka z empatią na pełen etat czyli kobieta piątkowa


Wróciłam wczorajszym spacerem ponownie do Łazienek. Zdaje się, że będę je miała przećwiczone o każdej porze dnia. A z wiewiórkami będę na pewno już na "Ty" -są już takie bezczelne, że włażą na człowieka ;) Podobno latem są tak przeżarte, że omijają ludzi szerokim łukiem, ale teraz lecą do każdego, bo spacerowiczów mało. Sobie kurde McDrive znalazły ;) 

Dobra, ale przecież nie będę pisać o wiewiórkach ;) Bo najważniejsze to co chcę powiedzieć, to z kim miałam przyjemność wczoraj spacerować. Byłam umówiona z D., którą znam już od ponad 4 lat. Śmiałyśmy się wczoraj, że co D. wybierała termin spaceru to już ktoś zdążył go zarezerwować ;) Ona myślała, że już wcale nie uda jej się spotkać ze mną. 

Okazało się, że od czasu naszego ostatniego spotkania, chyba z ponad rok temu, sporo się działo w jej życiu. Zakup pierwszego własnego domu i jego remont był dla D. całkiem sporym wyzwanie, szczególnie kiedy ma się jednocześnie do ogarnięcia sporą gromadkę dzieci. Podziwiam ją za to, że potrafi trzymać to wszystko razem i ogarniać tyle tematów na raz. A jednocześnie w tym wszystkim próbuje zawalczyć o siebie i swoje sprawy. Co bywa czasami trudne. 

Pomaga jej w tym wszystkim metoda Porozumienia bez przemocy (NVC). D. opowiadała mi, że ostatnio uczestniczy w zajęciach teleklasy(online) empatii z Miki Kashtan (jedną ze znanych trenerek NVC). W trakcie tych zajęć poruszają obecnie temat Vulnerability (wrażliwości). Okazało się, że obie z D. znamy cudowną wypowiedź Brene Brown na ten temat :) Polecam Wam ją obejrzeć. 

Spacerowało nam się bardzo przyjemnie, w porannym słońcu i takim już ostrym zimowym powietrzu. To powietrze przywołało do nas temat nart i Włoch :) Okazało się  że znam D. już tyle czasu, a nie wiedziałam, że co roku jeździ do Włoch na narty, a wakacje spędza na włoskiej wyspie. Powiedziałam jej, że uczę się włoskiego i jak cudownie się czuję, kiedy mogę chociaż powiedzieć kilka zdań w tym języku. I że robię to tak tylko dla siebie i z czystej przyjemności. D. zachwyciła się tym pomysłem. Powiedziała, że .zainspirowałam ją do tego, żeby zacząć się uczyć :)  

I tak oto kończyłyśmy nasz spacer włoskimi klimatami. Było mi bardzo przyjemnie po tym energetycznym, porannym spacerze.

D. bardzo Tobie dziękuję za ten spacer, powrót do przeszłości i włoskie inspiracje. Życzę Tobie,aby wszystkie sprawy wyprostowały się tak, jak chcesz i żebyś odpoczęła tak, jak chcesz. 

Mężczyzna jesienny wieczorową porą -spacer w czwartek

Po reportażu w czwartek w Trójce  było trochę zamieszania i zabiegania, co poskutkowało tym, że nie zdążyłam na bieżąco z relacjami,Ale już nadrabiam. Spacer dzisiaj dopiero o 14.00,więc mam chwilę dla Was.

Zastanawialiście się kiedyś, co byście robili, nawet gdyby Wam za to nie płacili? I czy macie tak, że kładziecie się spać nie myśląc o pracy, czy też raczej jest tak, że już planujecie zadania na następny dzień, a w głowie kłębią się tysiące spraw? 

Czemu ja to w ogóle dzisiaj piszę? Bo po spacerze w czwartek mam różne takie refleksje i przemyślenia.Ale zanim o moich refleksjach, to jeszcze parę słów o moim spacerowiczu. M. to kolejny mężczyzna i kolejny nieznajomy w projekcie. Spotkaliśmy się na pl.3 Krzyży i stamtąd ruszyliśmy bardzo ładną trasą spacerową w dół,a potem w górę :) Najpierw zeszliśmy na tyłach Sheratona do Rozbrat, potem wzdłuż Rozbrat, aż do Myśliwieckiej. Przecięliśmy Myśliwiecką, poszliśmy na tyłach Zamku Ujazdowskiego i Agrykolą pod górę.Skończyliśmy nasz spacer z powrotem na pl.3 Krzyży.

Mój spacerowicz jeszcze przed naszym spotkaniem napisał mi, że chce porozmawiać o tym momencie zawodowym w którym jest, więc byłam przygotowana na rozmowę o tematach zawodowych. I owszem były w niej wątki zawodowe, ale też mnóstwo  innych związanych z życiem osobistym. Także poszliśmy nie tylko piękną ścieżką spacerowa, ale i drogą przez ważne pytania życiowe.

M. powiedział mi o sobie, że jest "rozwiązywaczem problemów" osobistych i tych zawodowych. Chętnie pomaga ludziom i firmom w rozwiązywaniu ich kłopotów. Ma za sobą parę tzw. career gap ( moja def. to: to przerwa między jedną pracą,a drugą, żeby wrócić do formy, zregenerować się albo przemyśleć swoje życie). Odsłonił też przede mną np. świat transakcji bankowych od strony IT. Nie miałam pojęcia, że za jednym moim kliknięciem w sprawie przelewu, stoją tysiące instrukcji i schematów wykonywane przez urządzenia.Wow!

Z ciekawością słuchałam o tym, co M. mówi o swojej pracy. Pracy, bardzo odpowiedzialnej i czasami szalenie stresującej. Zastanawialiśmy się co można zrobić, żeby umiejętnie odcinać się od tego, co się dzieje w pracy i przechodzić do swojego życia. I czy warto tak się spalać, wiedząc, że cena jaką przyjdzie zapłacić, może być ogromna. Wiemy to wszystko często tylko na poziomie głowy, nie przechodząc do poziomu serca. Tak to  trochę wygląda, jakbyśmy byli "świadomi praw i obowiązków", ale jakbyśmy tego nie przyjmowali do siebie.

M. mówił, że trudno jest porzucić nagle pracę, którą się robi i zająć się czymś innym, szczególnie wtedy kiedy nie wie się, co to ma być. Ja stoję na stanowisku, że warto wtedy korzystać z pomocy osób (coachów, doradców zawodowych), które mogą nas przeprowadzić przez taki proces. M. z kolei wątpi czy to coś da i czy będzie skuteczne. Na pewno jedno jest wtedy ważne- żeby iść do takiej osoby wtedy, kiedy naprawdę chce się coś zrobić ze swoim życiem i ma się do tego motywację. Inaczej wszystko zostanie tylko na poziomie "chcenia".

..Oj bardzo ciekawy był to spacer. Ciekawy z wielu względów: trasy spacerowej, tematów rozmowy, a przede wszystkim z racji osoby, którą spotkałam. 

M. bardzo dziękuję Tobie za ten spacer, za zaufanie i otwarcie na rozmowę. Dziękuję za wszystkie Twoje pytania i odpowiedzi. 

A ja zostawiam Was z taką moją refleksją, przemyśleniem, żeby pracować i żyć w zgodzie ze sobą. Próbujcie wszelkich sposobów i metod na tzw. work-life balance. I proszę słuchajcie siebie. Nasze organizmy wysyłają nam codziennie tysiące sygnałów pt. "hej, tak się dalej nie da. zmień to, bo się wykończysz". A ja wiem pracując z ludźmi, że często zagłuszamy te sygnały i nie chcemy słyszeć siebie. Wiem jednak, że jak się człowiek odważy i usłyszy siebie, to będzie to wartość bezcenna.