poniedziałek, 10 grudnia 2012

Mężczyzna w parku czyli piątkowy spacer


Jest godzina 8.00 rano. Ogród Saski przykrywa się śniegiem minuta po minucie. Sceneria iście bajkowa. Idąc na spotkanie z moim dzisiejszym spacerowiczem, zastanawiam się czy już czas wyciągnąć z półki "Love actually" do oglądania, czy jeszcze  nie ? :) 

Dzisiaj moim spacerowiczem jest mój kolega jeszcze z czasów studiów. Znamy się chyba od 1998 roku, jak sobie policzyłam ;) Poznaliśmy się w pewnej organizacji studenckiej i od tamtego czasu ta znajomość trwa. Kilka razy miałam przyjemność prowadzić z nim szkolenia i współpracować przy wspólnych projektach. 

M. to postać mega barwna, z niespożytą energią i tysiącem pomysłów. Wszędzie go zawsze pełno i swoją energią potrafi zarażać innych. Podziwiam go za rzeczy, które wymyśla oraz za podejście do biznesu, sprzedaży. Wiele razy miałam okazję zobaczyć go "w akcji"  i wiem, że jak już się za coś zabiera, to robi to z pasją.

Dzisiaj mam jednak wrażenie, że na spacerze spotykam innego człowieka. Chyba jeszcze nigdy nie mieliśmy okazji porozmawiać tak osobiście, prywatnie. Jest to dla mnie dużym pozytywnym zaskoczeniem zarówno to o czym rozmawiamy oraz to, jakie M. ma podejście do wielu tematów. A wszystko zaczyna się od definicji przyjaciela, która pojawia się nagle w trakcie naszego spaceru. Mówię mu, że z moich obserwacji spacerowych wynika, że ludzie mają ogromną potrzebę rozmawiania. M. potwierdza, że tak faktycznie jest, i dodaje, że to powoli robi się to towarem deficytowym. Zauważamy też pewnego rodzaju spłycenie relacji i to, że dewaluują się wartości, które znaliśmy. Ludzie, szczególnie w miejscu pracy, stają się bardziej oschli wobec siebie, mniej sobie ufają i otwarcie siebie atakują. Zastanawiamy się, dlaczego tak się dzieje.


Zauważamy, że rodzice obecnie boją się puszczać dzieci na dwór, bo może coś im się stać. A my z M. pamiętamy czasy, kiedy non stop byliśmy na podwórku i to w dodatku z kluczem na szyi. Czy ktoś wtedy myślał, że nam się może coś stać? Nie sądzę. Ten kto nie bywał na podwórku nie istniał towarzysko ;) Ach te spotkania pod trzepakiem ;) Wspominamy z nostalgią w głosie. 

Idziemy sobie tym zimowym Ogrodem Saskim i zachwycamy się aurą. Postanawiamy ruszyć w kierunku metra Centrum. M. zaczyna opowiadać jako to wczoraj kupował kilkumiesięcznej córce sukienkę na bal. Niezła historia ;) Za chwilę też mówi, że jego córka jest właśnie na etapie słuchania piosenek Piccolo coro dell'Antoniano :) I wywołuje tym takie wspomnienia, że hej. Oj pamiętam dobrze ten szał na piosenki tego chóru. M. spowodował, że zaraz po spacerze odszukałam je na Youtubie i puściła sobie parę ;) 

Jesteśmy już w okolicach Empiku na Marszałkowskiej, kiedy rozmawiamy o obsłudze w sklepach. M. mówi, że w Polsce nie ma sprzedawców w sklepach- są po prostu ekspedienci i ekspedientki. W pełni się z nim zgadzam :) 

I tak sobie wędrujemy dalej Marszałkowską, aż kończymy nasz spacer na porannej kawie i każde z nas biegnie do swoich obowiązków. 

M.- bardzo dziękuję Tobie za ten osobisty spacer i te wszystkie fajne, ciekawe refleksje oraz mini wykład o ginącej kulturze.  Chcę powiedzieć, że szalenie lubię Twoje opowieści i dobrze mi się z Tobą rozmawia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz